8 czerwca 2014

Rozdział III

Zanim przejdziemy do rozdziału właściwego, chciałabym przeprosić za tak długą nieobecność. Miałam małe problemy z laptopem, a nie chciałam pisać na kartce, bo jestem za leniwa aby to później przepisywać do Worda. :D
Nie wiem też, co będzie z Another Dramione. Kilka razy próbowałam zabrać się za pisanie, powstało nawet kilka akapitów, ale są one moim zdaniem TAK BEZNADZIEJNE, że wstydzę się za siebie, iż w ogóle coś takiego mogłam stworzyć. Jednym słowem, klapa. 
No, po tym krótkim i niekoniecznie przyjemnym wstępie, zapraszam Was do czytania! Dziękuję również za wszystkie miłe słowa oraz sugestie co do tego, czego brakuje w rozdziałach. Pamiętajcie jednak, że to dopiero trójeczka, a nie lubię upychania akcji na siłę. :)
Przyjemnej lektury!

***

Wieść o tym, że Hermiona Granger zamierza spróbować swych sił podczas przesłuchań do drużyny Gryffindoru zdążyła obiec cały Slytherin, zanim prawdziwa Hermiona wróciła do lochów. Ślizgoni co chwila wybuchali śmiechem i rzucali złośliwe uwagi, ale obiektywny obserwator szybko dostrzegłby, że ta plotka jest jak brzytwa dla tonącego — po pokonaniu Voldemorta używanie określenia "szlama" i ogólne przytyki na polu czystości krwi były nie tylko nie na miejscu, ale wręcz surowo karane przez dyrekcję szkoły; nic więc dziwnego, że informacja dotycząca akurat tej dziewczyny sprawiła, że pokój wspólny Slytherinu wrzał.
Następnego ranka Gryfonka przekonała się, że historie o niej jako szukającej weszły na "wyższy poziom", kiedy jakaś piątoklasistka gorąco przysięgała, jakoby słyszała o tym, że Granger całe wakacje trenowała pod okiem Harry'ego Pottera i on sam stwierdził, że jest doskonałą szukającą.
Muszę zapytać Ginny, czy Harry zdecydował się otworzyć szkółkę quidditcha dla amatorów, pomyślała z kwaśną miną, mimo wszystko zirytowana podnieceniem Ślizgonów, choć z początku cała ta sytuacja nawet ją bawiła. Oczywiście nie licząc faktu, że Malfoy rządzi sobie jej życiem, ale na to zamierzała wkrótce coś poradzić.
Podczas historii magii, kiedy nawet Granger dopadła senność spowodowana monotonnym monologiem profesora Binnsa, doszła do wniosku, że chyba zbyt beztrosko potraktowali to, co ich spotkało. Teraz było łatwo, bo minęły ledwo dwa dni, ale co będzie za tydzień, dwa, miesiąc? Nie mieli żadnych wspólnych znajomych, nie wiedzieli, jak to drugie zachowuje się w towarzystwie (nie licząc złośliwych wyobrażeń, ale nie było przecież możliwe, by Malfoy udawał fretkę ku uciesze tłumu...), jakie relacje ma z rodzicami. Jedynie sprawa lekcji była dość jasna, bo przez siedem lat oboje zdążyli się przekonać, że Hermiona traktuje naukę bardzo poważnie i zna odpowiedzi na niemal wszystkie pytania, Draco natomiast do orłów nie należy, jednakże jego średnia jest, często dosłownie, zadowalająca. Problem w tym, że o ile obniżenie ocen nie było wysiłkiem, tak zdobycie ogromu wiedzy mogło być dla Malfoya nie lada wyczynem (szczególnie według Hermiony, która miała go za kretyna). 
Czuła również, że będzie musiała zakazać mu kilku rzeczy związanych z jej fizycznością... Jego zaznaczenie, że idzie pod prysznic obudziło w niej lęk, że Malfoy będzie traktował jej ciało po prostu przedmiotowo. Gdyby nie chodziło o niego, mogłaby to usprawiedliwiać wiekiem czy ciekawością, w końcu nie od wczoraj wiadomo, jak mężczyźni fascynują się kobiecymi kształtami, ale że sprawa dotyczyła Draco, nie widziała żadnych, ŻADNYCH wymówek. Zwłaszcza, iż ona nie czuła najmniejszej potrzeby analizowania jego ciała, ograniczyła się jedynie do stwierdzenia, że ma patykowate ramiona i kościste kolana. 
Istotnie, intymności Draco Malfoya były ostatnią rzeczą, nad którą chciałaby się zastanawiać...
Z niezadowoleniem stwierdziła, że muszą poważnie porozmawiać i, co gorsza, wyjawić sobie rzeczy, które mogą im pomóc w dobrym odegraniu swoich ról. Nie było to coś, o czym marzyła, ale jeśli o ich zamianie miały wiedzieć tylko oni i McGonagall, to było chyba jedyne wyjście. Jedyne słuszne, ale zostawienia wszystkiego na pastwę losu Hermiona nie brała pod uwagę, zbyt bojąc się o to, co jeszcze Draco może zrobić, skoro bez mrugnięcia okiem zdecydował o quidditchu.
Po tej lekcji przekonała się też, że wcale nie musiała zaprzątać sobie głowy zemstą, bo los ukarał Draco przed nią. W sposób, który chłopak na pewno zapamięta do końca życia. Teoretycznie, bo nic konkretnego się jeszcze nie wydarzyło, po prostu w przerwie między lekcjami dopadł ją na czwartym piętrze, zaciągnął w boczny korytarz, po czym wyjął z kieszeni szaty pomięty list i wcisnął jej do ręki.
Z każdym słowem Hermiona była coraz bliższa wybuchnięcia śmiechem.
— Bawi cię to?! 
— Przeogromnie. — Pokiwała głową, oddając mu list, w którym Ron poinformował, że będzie w Hogsmeade podczas pierwszej szkolnej wyprawy do wioski i chciałby się zobaczyć z Hermioną. — Może do tego czasu się odmienimy, a jeśli nie... Cóż, uprzedzę cię tylko, że Ronalowi trochę poci się dłoń, jak zbyt długo trzyma moją. — Starała się mówić spokojnie, ale rozbawienie bardzo jej to utrudniało. 
Nie od razu wpadła na to, że Malfoy mógłby narobić jej kłopotów podczas randki z rudzielcem, jednakże... Weasley nie należał do zbytnio problematycznych i wymagających, póki słuchało się jego opowieści o byciu aurorem. Nawet jeśli dopiero co zaczął pracę, a misje nie należały do bardzo niebezpiecznych — czego nie należało zaznaczać w rozmowie, Ron szybko się irytował, jeśli ktoś bagatelizował jego ryzykowanie życia w walce z bandziorami — chłopak bardzo poświęcał się wszystkiemu, do czego go wyznaczano. No i po raz pierwszy był traktowany na równi z Harrym, a Hermiona wiedziała, jakie to dla jej ukochanego ważne.
— Granger, nie żartuj sobie ze mnie — warknął, machając listem tuż przed jej nosem. — Prędzej polubię sklątki tylnowybuchowe niż spotkam się z tym... tym Weasleyem jako ty! Czy ty wiesz, co on może chcieć ze mną robić?!
— Och, mogę się tylko domyślać, ale przecież nie musisz panikować! Taki don Juan jak ty na pewno wie, co i jak, prawda? — Uśmiechnęła się złośliwie, mierząc go spojrzeniem.
— Wcale nie jestem don Juanem! Denerwujesz mnie, ty i twoja ignorancja. Niby jesteś taka mądra, a nie pomyślałaś, że jak twój kochaś zobaczy, że zachowujesz się inaczej, to wymyśli sobie jakieś niestworzone historie? Wątpię, abyś chciała zakończyć ten związek w przeciągu najbliższego miesiąca, poza tym Weasley tylko dzięki tobie nie ma czarnej dziury pod tą rudą strzechą...
— Uważaj na słowa! — Wyrwała mu pergamin z ręki, zirytowana tym, że ciągle latał jej przed oczami, zgniotła i uniosła zaciśniętą dłoń z listem w ręku. — Chyba nie muszę ci przypominać, że doskonale umiem wcelować w twój nos, fretko? — syknęła, opuszczając rękę i wzdychając ze zrezygnowaniem. — I tak miałam ci powiedzieć, że musimy porozmawiać o wszystkim, co może nam pomóc jako tako funkcjonować w tej okropnej sytuacji, więc mówię ci to teraz. Nie wykręcisz się, chyba że bardzo zależy ci na czułym powitaniu z moim chłopakiem. O dwudziestej na pierwszym piętrze, w starej klasie od wróżbiarstwa, w tej gdzie uczył nas Firenzo. Masz przyjść.
Po tych słowach wcisnęła list do szkolnej torby, odwróciła się na pięcie i poszła.
Draco odgarnął włosy z twarzy, nie do końca usatysfakcjonowany. Podobnie jak Granger, niezbyt uśmiechało mu się uzewnętrznianie przed kimś, kogo nie znosił od pierwszych dni szkoły. To, co działo się podczas wojny niewiele zmieniło, ba, ostatnie wydarzenia jakby na nowo obudziły dawny niesmak. Ale chyba nie miał wyjścia. Kiedy upewnił się, że już jej nie spotka (jakoś wciąż nie mógł się przywyczaić do wrzeszczenia na samego siebie), ruszył w tym samym kierunku, aby nie spóźnić się na zaklęcia.
Podczas kolejnych lekcji przekonywał się coraz bardziej, że wcale nie jest łatwo być Granger. Pierwsze kilka pytań, które pozostawił bez natychmiastowej, poprawnej odpowiedzi, nauczyciele puszczali mu płazem, ewentualnie obdarzając zeń zdumionym spojrzeniem. Jednak im dłużej milczał, tym było gorzej — w pewnej chwili Flitwick poważnie zatroskany dopytywał, czy "panna Granger" dobrze się czuje, bo słyszał o wypadku nad kociołkiem i czy wobec tego nie stało się coś poważniejszego.
Malfoy kręcił tylko głową i uśmiechał się blado, zapewniając, iż wszystko jest w jak najlepszym porządku. Później żałował tych słów, ale z drugiej strony nie mógł poprosić nauczyciela, aby go odczarował jak jakiś przedmiot. Nie trzeba być geniuszem aby wiedzieć, że takich wypadków nie można porównywać do usunięcia czyraków spowodowanych urokiem.
Nie żeby to, co go spotkało, było lepsze.
Niechętnie w końcu przyznał też Hermionie rację — musieli pomówić. W pokoju wspólnym odzywał się praktycznie tylko do Ginny, nie mając pojęcia, jak nazywają się inni uczniowie z Gryffindoru, jaki mają stosunek do Granger, o czym rozmawiała z nimi przed wypadkiem. Wprawdzie wątpliwym było, aby zdążyła zamienić kilka słów z każdym Gryfonem, skoro ta feralna lekcja eliksirów działa się pierwszego dnia szkoły, ale nie mógł ryzykować. Nawet nie chciał myśleć o tym, co mogłoby mu się stać, gdyby wychowankowie Domu Lwa odkryli jego prawdziwą tożsamość. Zwłaszcza, że paru z nich kojarzył z chwil, kiedy nie do końca był dlań uprzejmy...
Co najbardziej go zaskoczyło to to, że przebywanie w towarzystwie Ginny Weasley nie należało do najgorszych. Nie paplała non stop o swoim sławnym chłopaku, czego z początku Malfoy się spodziewał. W sumie to potrafiła go rozbawić swoimi uwagami na temat niektórych uczniów; w dużej mierze dotyczyły one Ślizgonów, jednak trafność tych opinii sprawiała, że Draco nie czuł się urażony naigrywaniem z jego domu.
— Ostatnio dużo czasu spędzasz z Malfoyem — odezwała się nagle ruda, kiedy razem z innymi siedzieli w pokoju wspólnym po kolacji. Wszyscy byli rozleniwieni i ci, którzy nie musieli kończyć pracy domowej, od razu udali się do dormitoriów aby przygotować się do snu. Reszta tkwiła przy stolikach, tak pochłonięta pisaniem i nauką, że Ginny tylko nieznacznie ściszyła głos. Nie było w nim ani krzty pretensji, raczej zaciekawienie oraz niepokój.
— Nie, po prostu... — urwał, zaskoczony jej słowami. Choć może nie powinien, skoro przez te kilka razy, kiedy rozmawiał z Granger na korytarzu tylko raz czy dwa starali się jakoś ukryć przed ciekawskimi spojrzeniami... — Po prostu pytał, czy naprawdę chcę grać w drużynie — powiedział w końcu, uznając tę wymówkę jednocześnie za najlepszą i za najgorszą pod słońcem.
— I ucięliście sobie przyjacielską pogawędkę na temat quidditcha? — Ruda uniosła brwi w nieco pogardliwym wyrazie, ale po sekundzie jej twarz złagodniała, a dziewczyna pokręciła powoli głową. — Hermiono... Wiesz, że nie będę ci mówiła, co masz robić, ale widzę, że coś się dzieje. I nawet jeśli Ron czasem zachowuje się jak bezmózgi palant, to nie zasługuje na potraktowanie go w jakiś okropny sposób.
Draco wstał z impetem, szczerze oburzony tą niewypowiedzianą sugestią. On i Granger? To był największy absurd, o jakim kiedykolwiek (prawie) usłyszał. Choć z drugiej strony jasnym było, że dla kogoś niewtajemniczonego w całą sytuację ich pogawędki na uboczu tak właśnie mogą wyglądać...
— Nawet nie wiem, co ci na to odpowiedzieć. To najgłupsze, co mogło wpaść ci do głowy, wiesz?
Po tych słowach prychnął jeszcze, po czym opuścił pokój wspólny. Do spotkania z Granger miał jeszcze pół godziny, ale był to czas wystarczający na krótki spacer i ochłonięcie. Lepiej, żeby przy rozmowie z nią był spokojny, bo wątpił, aby ich dyskusja miała należeć do przyjemnych...


W starej klasie wróżbiarstwa zjawili się niemalże w tej samej chwili, oboje odrobinę spóźnieni. Najwyraźniej jednak żadne nie miało albo siły, albo ochoty na wypominanie drugiemu spóźnialstwa, toteż po wejściu do środka Draco oparł się plecami o katedrę nauczycielską, a Hermiona zamknęła drzwi, rzuciła na nie jakieś zaklęcie, którego on nie dosłyszał, po czym usiadła na krześle przy ławce przed biurkiem.
Pomieszczenie wyglądało trochę tak, jakby ktoś chciał na siłę zrobić w nim bałagan; z tego powodu stoły stały nierówno, krzesła porozstawiane zostały w różnych dziwnych miejscach, a na podłodze były pozostałości trawy, która rosła tu, kiedy wróżbiarstwa nauczał centaur Firenzo. Klasa sprawiała wrażenie zapuszczonej i zapomnianej, zupełnie jakby przed trzema laty nie była używana, a zamknięta co najmniej od kilkudziesięciu lat.
— Usiądź. — Wskazała mu krzesło po drugiej stronie owej ławki. — Proszę — dodała po chwili, siląc się na uprzejmość. Jeśli chcieli dojść do porozumienia, musili jak najdłużej unikać kłótni. Bo, oczywiście, na pewno w końcu miało do jakiejś dojść.
Granger milczała, wpatrując się w Malfoya, a dokładniej — w swoje ciało. On robił to samo, więc przez dłuższą chwilę oboje gapili się na siebie, a na ich twarzach malowała się tęsknota. Każde z nich o niczym tak nie marzyło, jak o powrocie do swojego życia, prawdziwego i niezmąconego przez kogoś praktycznie obcego, a już na pewno znienawidzonego.
— No? — odezwał się w końcu Draco lekceważącym tonem, który Hermionie we własnych ustach w ogóle nie pasował. Co gorsza, istniało spore ryzyko, że Malfoy wkrótce przestanie się starać (jakby w ogóle to robił...) i uczniowie zauważą, że Hermiona Granger zamieniła się w zadufaną w sobie ignorantkę.
— Wygląda na to, że zaczniemy od bardzo prostej rzeczy. Jeśli masz być mną, musisz zachowywać się jak ja. A to skreśla gardzenie wszystkimi, olewczy ton, patrzenie z góry, egoizm, zachowywanie się jak udzielny książę — wyliczała na palcach, marszcząc lekko brwi — generalnie nie bądź sobą, bo tylko narobisz mi obciachu. Zapoznaj się za to z kulturą osobistą, bo tego niewątpliwie ci brakuje, możesz też wypożyczyć słownik i przeczytać definicję "magicznych" słów, takich jak proszę, dziękuję i przepraszam. Szczególnie weź pod uwagę to ostatnie, choć ja nie muszę go często używać — splotła palce na stole i posłała Draco surowe spojrzenie. — Twoja kolej, wprawdzie bycie egocentrycznym bucem nie jest takie trudne, ale możesz dać mi kilka wskazówek.
Na twarzy Malfoya pojawił się grymas, jakby Hermiona obrzuciła go, dosłownie, błotem.
— Egocentrycznym bucem? Ty nic o mnie nie wiesz, Granger, więc daruj sobie takie żałosne określenia. Od paru dni mieszkasz w Slytherinie i jeszcze nie zauważyłaś, jaka tam jest hierarchia? Prawie sami potomkowie najznamienitszych rodów, którzy po wojnie znaleźli się na dnie, a całą reszta zachowuje się tak, jakby nigdy nie opowiadała się za Sama Wiesz Kim! — wycedził, pochylając się lekko w jej stronę i dosłownie przeszywając ją wzrokiem jak niewidzialnymi szpilkami. — Nie masz pojęcia, jak to jest być dzieckiem kogoś, kto podzielał chore idee zabijania, wszyscy traktują cię jak współwinnego!
— Jakoś... jakoś nie miałeś z tym problemu, kiedy w Pokoju Życzeń rzucałeś w nas Avadami i utrudniałeś Harry'emu odnalezienie horkruksa... — odparła, lecz już nie tak hardo, jak przed chwilą. Właściwie to poczuła się trochę głupio, bo nigdy nie patrzyła na Malfoya i jemu podobnych Ślizgonów w ten sposób. Jak na ofiary reżimu.
— On zabiłby moich rodziców, gdybym poprowadził Pottera za rączkę do tego diademu! I nie pamiętasz, że to Crabbe i Goyle głównie was atakowali? Ja... — urwał, spuszczając wzrok na ławkę, jednocześnie zmieszany i wściekły, że porusza tak ciężkie dla niego tematy akurat z Granger. — Ja chciałem, żeby Potter zniszczył tę rzecz, miałem dosyć, nienawidziłem ojca, V-Voldemorta i niczego tak nie pragnąłem, jak końca tej wojny! On mi kazał zabić Dumbledore'a, rozumiesz?! — umilkł raptownie, jakby coś stanęło mu w gardle i przez minutę, która ciągnęła się jak godzina, nie odzywał się w ogóle.
Hermiona też milczała, zupełnie zaszokowana. Głównie tym, że jego ostatnie słowa brzmiały tak, jakby Dumbledore był dla niego kimś ważnym, kimś, kogo od zawsze skrycie podziwiał, swoistym autorytetem. Dotychczas sądziła, że ludziom pokroju Malfoya, szczególnie tym młodym, sytuacja panująca w tamtych czasach nie tylko nie przeszkadzała, ale też wydała się wręcz korzystna. W końcu kto by nie chciał bezkarnie gnębić niewinnych osób, zwłaszcza będąc w Slytherinie? A tu nagle okazało się, że ktoś, kogo miała za wcielenie ślizgońskich cech, wcale nie myślał w ten sposób. Nie do końca, choć nie chciała mu w tym momencie wytykać, że tak bezlitośnie nazywał ją szlamą przez kilka lat.
— Jedyne o czym musisz pamiętać to to, żeby nie zachowywać się jak egocentryczny buc, za którego mnie masz. Inaczej nie dadzą ci żyć, skoro jesteś teraz synem finansowego i moralnego wraku... A teraz wybacz, ale idę do biblioteki po słownik — rzekł spokojnym, choć nieco drżącym głosem. — W końcu muszę ci podziękować za tę nieopisaną wręcz pomoc.
Później wstał i odszedł, wcale nie wyglądając jak ktoś, kto właśnie wyrzucił z siebie całą gorycz, jaka siedziała w nim on prawie roku. 
Coś mu się wydawało, że Granger jednak mu pomogła.

18 komentarzy:

  1. Ah! Świetne! Jednym słowem.
    Nie mogę się doczekać momentu eliminacji do drużyny. :3
    A Ron? Ron musi zniknąć. Nie lubię chłopaka...
    Podoba mi się, jak kreujesz bohaterów. Są tacy, za jakich ich miałam. Są pewne jeszcze rzeczy, których mi brakuje, ale patrząc na całokształt, uważam, że jest naprawdę, na dobrym poziomie.
    Końcówka mocna. A takie bardzo lubię.
    Cieszę się, też, że pokazałaś ból Draco i przyczynę jego postawy wobec Voldemorta. Co więcej, ładnie i naturalnie to pokazałaś. Może słowo naturalnie nie jest tu idealnym określeniem, ale na chwilę obecną innego znaleźć nie mogę.
    Rozdział zbyt krótki. :C
    Czekam na więcej.

    mince.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz!
      Ron tak szybko nie zniknie, ponieważ to jedna z moich ulubionych postaci w serii potterowskiej. Nie wiem, za co go można nie lubić, ale to już indywidualna kwestia. ;)
      Bardzo się staram, aby postacie były takie, jak u Rowling, ewentualnie nieco zmienione przez wojnę. Nie lubię fanfików, gdzie charaktery, dla przykładu, Hermiony i Draco są odmienne od kanonu, a przy tym nienaturalne i dziwaczne...
      Zbyt krótki? Na to nic nie poradzę, nigdy nie byłam dobra w pisaniu długaśnych rozdziałów. :<
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Właśnie bardzo mnie to cieszy, kiedy widzę, takich "prawdziwych" Hermionę i Draco. Również nie lubię, kiedy czytam jakieś opowiadanie, a oni są zupełnie inni, niż opisano to w książce, dlatego Twój blog przypadł mi tak bardzo do gustu. Sama nie wiem, co im brakuje, ale to nie jest na pewno, jakaś kwestia wielkiej wagi typu jakaś cecha charakteru. Zapewne jest to, jak to mówi moja ukochana matematyczka, kwestia kosmetyczna (czyt. nikłej wagi).
      Pisz dalej, bo masz talent dziewczyno!
      Również pozdrawiam. :3

      mince.

      Usuń
  2. rozdział genialny; tak bardzo żałuję, że tak rzadko coś publikujesz :( twój pomysł na historię jest świetny i nie mogę doczekać się kontynuacji :) poza tym, sam fakt, w jaki sposób opisujesz emocje bohaterów, które teraz są spotęgowane i wzburzone jest cudowny; ja bym nie zrobiła tego lepiej :) jestem fanką tego bloga :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo miło mi to słyszeć! :)
      Wiem, że rozdziały mogłyby pojawiać się nieco częściej, ale, niestety, nie umiem usiąść i napisać czegoś od razu w całości - jeśli jednego dnia jakiś pomysł wydaje mi się dobry, następnego staje się on dla mnie potworny...
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Ooooooooch końcówka taka gorzka, boże ale mi było szkoda Draco ;c miałam nawet nadzieję, że Hermiona w końcu użyje słowa 'przepraszam', które jak twierdzi jest jej niepotrzebne, ale chyba jeszcze na to za wcześnie.
    Uśmiałam się za to przy fragmencie z Ronem, szczególnie jak sobie wyobraziłam go z Draco na randce xD wzmianka o pocących się dłoniach była boska. Zastanawiam się za to, co z nim będzie, kiedy Draco i Hermiona zaczną się do siebie zbliżać... czy bardzo go to zrani i w ogóle.
    Ogólnie rozdział jak zwykle przyjemny i lekki w czytaniu. Życzę weny i czasu ;)
    Pozdrawiam, buziaki ;3

    alyssa-adams.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W początkowym zamierzeniu Hermiona miała go przeprosić, ale uznałam, że brak reakcji z jej strony tylko udowodni to, iż również powinna "wypożyczyć słownik". :D
      Mogę powiedzieć tylko tyle, że "mój" Ron nie zachowa się jak burak, często występujący w fanfikach... Co nie oznacza, że tak łatwo odda Hermionę Malfoyowi. ;)
      Bardzo dziękuję ci za komentarz, jak znajdę chwilkę czasu zajrzę na twojego bloga, bo muszę pewnie nadrobić kilka rozdziałów. :D Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Jak zawsze kochana genialne.
    Ja też żałuje że rozdziały pojawiają się tak rzadko.
    podoba mi się sama historia i relacje między Draco a Hermioną.
    Ci dwoje po prostu są geniuszami.
    Nie wyobrazam sobie chyba lepszej pary niż oni.
    Naprawdę z wypiekami na twarzy będę czekać na ciąg dalszy.
    Kochana jesteś naprawdę wspaniała przed duże W.
    Pozostaje mi tylko czekać cierpliwie i pozdrowić serdecznie!
    do zobaczenia wkrótce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo ci dziękuję za tyle miłych słów! Pozdrawiam. :)

      Usuń
  5. Jak miło wejść na bloga i zobaczyć nowy rozdział, dodatkowo tak dobrej jakości :D Widzę, że faktycznie wysłuchałaś kilku rad, które ja, oraz inni fani twoje opowiadania, zostawiliśmy w poprzednich komentarzach. To naprawdę miłe, że liczysz się z naszymi słowami i ładnie wszystko przetwarzasz, aby zarówno zaspokoić swoje własne wyobrażenie o historii, jak i nasze "widzi mi się" :)
    Końcowa rozmowa chyba najlepsza w całym rozdziale (chociaż króciutki dialog między Draco i Ginny bardzo mnie zauroczył :D). Pokazał tutaj Draco z trochę lepszej strony, a także zaznaczyłaś, że Hermiona nie jest święta i również polega na swojej opinii, która powstawała przez tyle lat. Bardzo słusznie, że go nie przeprosiła. Myślę, że wyszłoby to bardzo nienaturalnie. Słowo to pokazałoby, że już w jakiś sposób pokonali przepaść między sobą, a na to jeszcze za wcześnie.

    Widziałam w komentarzach powyżej temat Rona. Powiem ci szczerze, że właśnie twoja kreacja Rona jest jednym z powodów, dla których chętnie czytam twoje opowiadania. Oczywiście kocham twój styl pisania oraz charaktery Draco i Hermiony, jednak to można znaleźć również w innych fanfickach (rzadko, bo rzadko, ale jeśli się bardzo postara, to można coś znaleźć do poczytania), ale Ron... Praktycznie wszyscy go nie znoszą. Przy każdym pairingu między Hermioną i Draco, Ron wychodzi na tępego drania, który obrzuca Malfoya błotem, rani Hermionię i zostaje największym dupkiem na samym końcu. Kiedy widzę, że ktoś tak kreuje Rona, to od razu rezygnuję z czytania. Po prostu nie mogę tego czytać. W sadze Rowling wielką trójcę łączyła naprawdę piękna przyjaźń i jeśli ktoś to niszczy, to nie mogę tego wybaczyć. Taki komentarz ode mnie :D Dziękuję, że u ciebie Ron jest w porządku. Nie mówię, że kocham jego połączenie z Hermioną (bo w sumie za nim nie przepadam), ale nigdy nie zrobiłabym z niego dupka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wychodzę z założenia, że pisząc dramione - czy jakiekolwiek inne opowiadanie - nie robię tego tylko dla siebie, ale głównie dla osób, które zaszczycą mnie tym, że im się spodoba i zechcą to przeczytać. Naturalnym jest więc, że wzięłam pod uwagę wszystkie sugestie i uwagi. :)
      Może zabrzmi to dziwnie, ale ten wybuch Malfoya wyniknął z tego, że osobiście zirytowałam się postawą Hermiony. :D Końcówka miała być nieco inna, ale doszłam do wniosku, że Draco nie byłby sobą, gdyby jej nie wygarnął. No i poszłabym spać zirytowana, hah.

      Ron to, moim zdaniem, bardzo ważna postać, nie tylko ze względu na bliską przyjaźń z Harrym. Jasne, dramione poniekąd polega na tym, że "Malfoy odbija Weasleyowi Granger" i zrozumiałe jest, że Ron jest wściekły na oboje, ale kiedyś natknęłam się na ff, gdzie rudy traktował Hermionę po prostu okropnie, chyba nawet ją zgwałcił... Zastanawia mnie, skąd ta nienawiść do Weasleya.
      No nic, kiedy indziej nad tym pogłówkuję. :D Serdecznie dziękuję za komentarz i pozdrawiam, Anonimie!

      Usuń
    2. Jak najbardziej uważam, że opowiadanie powinno być pisane zarówno dla siebie, jak i innych. Mimo wszystko spotkałam się już z kilkoma autorami, którzy mieli tak w pełni stworzoną wizję swojej historii, że nie liczyli się z żadnymi uwagami - nawet tymi bardzo pomocnymi dla całego opowiadania. Stąd po prostu chciałam ci zasugerować, że dobrze robisz, będąc otwartą na rady. Nie ze wszystkich musisz skorzystać, ponieważ nie wszystkie muszą być trafne, ale z pewnością niektóre ci pomogą ;)

      Tak, wściekły być może, w końcu traci dziewczynę. Ale większość osób robi to kompletnym kretynem, który potrafi tylko gadać bzdury, a w najważniejszych momentach odwraca się od Hermiony. To jest straszne.
      Gwałt? O nie, litości. Tak drastycznych przeżyć nie mam z czytania fanficków potterowskich. I szczerze mówiąc, nie chciałabym tego zmieniać.

      Jestem Anonimem, ponieważ nie chce mi się rejestrować xD Aktualnie nie korzystam zbytnio z blogspota i wchodzę tutaj tylko po to, aby skomentować twoje opowiadanie, więc nie widzę sensu, aby się logować. Mogę się jednak zacząć podpisywać w komentarzu :D

      ~ Nighty (dawny anonim ;)

      Usuń
  6. Przepraszam, że komentuje dopiero teraz, ale z internetami to u mnie różnie ostatnio. Przy okazji od razu przepraszam za krótkość komentarza, ale nie chcę stracić zasięgu, więc muszę się streszczać.
    Generalnie to rozdział jest ciekawy i widać, że coraz bardziej się rozkręcasz. Rzucasz bohaterom coraz nowsze wyzwania i kierujesz nimi po mistrzowsku, jakbyś ich znała w prawdziwym życiu i mogła zwyczajnie przewidzieć ich reakcję.
    Szczerze mówiąc nie tyle quidditch (który może być naprawdę sporym wyzwaniem zwłaszcza dla Hermiony) mnie w tym wszystkim zaciekawił najbardziej, ale Ron. Zaskoczyłaś mnie tym, że wprowadziłaś jego postać, przy okazji nie robiąc z niego łajdaka, chama i całkowitego nieudacznika. Może i Weasley nie do końca pasuje do Hermiony i może nawet Rowling nie powinna ich łączyć, ale ja go wbrew wszystkim lubię nawet. No i zapowiedziana randka... Ciekawe, ciekawe.
    Rozmowa Draco z Ginny również przypadła mi do gustu. Dlaczego? Bo wyszła naturalnie i Malfoy świetnie zareagował - przede wszystkim z głową.
    Chyba i tak najbardziej pokochałam zakończenie. Zaczynasz burzyć mur pomiędzy głównymi bohaterami, choć Draco trochę za bardzo wyszedł rozmazany (bo nie wiem, jak to określić) jak na mój gust. Ale całość pozytywnie powala i muszę przyznać, że opisy uczuć świetnie Ci wychodzą.
    Stylowo rozdział na wysokim poziomie, widać, że starasz się i przede wszystkim czytasz rozdziały przed publikacją, czym wielu autorów nie może się pochwalić. Nie było wielu błędów, chociaż może po prostu się schowały przede mną - byłam zbyt zachwycona.
    Na zakończenie pragnę zauważyć, że chyba wykorzystałaś kilka rad od czytelników (między innymi ode mnie), co również wyszło na plus. Widać, że przyjmujesz wszystko do siebie i starasz się jak najbardziej, pracujesz nad sobą. To chyba największa zaleta, jaką może mieć dobra autorka czy dobry autor.
    Tyle ode mnie, czekam na kolejny rozdział, bo wciąga mnie to opowiadanie coraz bardziej.
    Ściskam,
    Ap :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj,
    na wstępnie powiem, że Twoje opowiadanie kojarzy mi się z opowiadaniem "Draco Malofy... zdumiewająco skoczny szczur" Mayi. Wiem, że to głupie, bo sama idea jest zupełnie inna, nie wspominając już o kreacjach bohaterów, ale czytając Twojego bloga to porównanie samo wchodzi mi do głowy.
    Piękny szablon. Świetny pomysł na opowiadanie. Nie słodzisz, zachowujesz charakter postaci, jednocześnie kształtując je we własny sposób. Cieszę się, że nie przedstawiłaś Rona jako d**ka, tak jak to się dzieje w większości ficków, w których pojawia się paring Draco-Hermiona.
    Błędów nie szukam, nie widzę, widzieć nie chce. Sama popełniam ich dużo.
    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam, Br.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wspaniały rozdział, Końcowe dialogi i przemyślenia bajeczne. Akcja jest naprawdę wciągająca, a poza tym piszesz bardzo przyjemnie i aż chce się czytać :)
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Noc dodać, nic ująć :D Rozdział genialny :D Ronaldowi poci się ręka - uśmiałam się przy tym fragmencie :')

    OdpowiedzUsuń
  10. Genialnie, świetnie, cudownie, fajnie, bardzo fajnie, po prostu super! Nie potrafię powstrzymać śmiechu, gdy czytam te wszystkie teksty, brawo dziewczyno! :)

    opewnejpani.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Wspaniałe zakończenie! <3 Naprawdę wzruszające, ta rozmowa Malfoya z Granger taka prawdziwa, świetnie to opisałaś. :)

    Cave Inimicum

    OdpowiedzUsuń